Za górami, za lasami, żyła sobie królewna. Znacznie różniła się od wszystkich innych królewien, bo zamiast złotych – miała zielone włosy. A zamiast w zamku, żyła w małym domku w lesie i mimo że często jej tam było smutno i samotnie, to tam sobie mieszkała i czekała. Życie płynęło o ona czekała. Czekała na zmianę, aż coś się w jej życiu wydarzy.
Lubiła sobie wyobrażać, że jest piękną, dobrą dziewczynką, którą wszyscy kochają i która zawsze dostaje to, czego nawet nie zdąży zapragnąć. Nie musiałaby wtedy niczego pragnąć ani się starać, bo wszystko by miała, zanim by tego zachciała.
Mieszkała sama w lesie, bo tam nikt jej nie dokuczał i nie wytykał palcami. Było cicho i spokojnie, a ponieważ była silną i zaradną dziewczynką, jakoś sobie powolutku żyła.
Pewnego dnia przyszedł do niej zając, który miał mnóstwo przyjaciół w całym lesie i dziwił się, że królewna nikogo nie zna i z nikim nie rozmawia. Dziwił się, że królewna mieszka w małej leśnej chatce, a nie jak wszystkie królewny, w przepastnym pałacu, i że nosi stare łachmany zamiast jedwabnych sukien i złotych pantofelków.
- Skąd ta pewność, że jesteś królewną? – zapytał zając.
- Wiesz zajączku, byłam bardzo samotna tam, gdzie żyłam. Wszyscy mi dokuczali z powodu moich zielonych włosów, a mnie bardzo bolało serduszko, że tak źle mnie traktują. Jak dziwoląga i odmieńca! Starałam się być miła i wszystkim pomagać, ale oni byli dla mnie mili tylko wtedy, kiedy czegoś ode mnie potrzebowali.
Zając bardzo się zdziwił, bo przecież włosy dziewczynki były takie piękne, błyszczały w słońcu jak młode listki wiosną i miały odcień, jak jej oczy. W ogóle dziewczynka wydała mu się zajmującą osobą. Poruszała się z taką gracją i mówiła tak mądrze.
Zając pokochał ją i odtąd przychodził do niej zawsze, kiedy za nią zatęsknił, albo kiedy martwił się, czy dziewczynka czegoś nie potrzebuje.
Pewnego dnia dziewczynka wyjawiła mu swój sekret, że w chwilach samotności wyobraża sobie, że jej stare i brzydkie ubrania są w rzeczywistości pięknymi sukniami z kosztownych tkanin.
Pomyślał, że taka piękna dziewczyna nie powinna skromnie wyglądać i następnym razem przyniósł jej mały kolczyk, który znalazł na łące. Dziewczynka bardzo się ucieszyła. Dotychczas myślała, że świecidełka nie są dla niej ważne, ale ten prezent ucieszył ją ogromnie!
Kiedy dziewczyna nałożyła kolczyk, wydała się zającowi jeszcze piękniejsza.
Dziewczynka obróciła się w kółko i z radości zaczęła pląsać niemal nie dotykając ziemi.
- Bo królewny poruszają się tak, jak ja, mówią tak, jak ja i czują tak, jak ja. Są wrażliwe i delikatne.
- Tak dziwnie to powiedziała... – pomyślał zając. - A może ona jest czarownica, a nie królewną? Królewny nie potrafią wirować w powietrzu, a tym bardziej zwykłe dziewczynki.
I pobiegł w las, żeby opowiedzieć innym mieszkańcom o tym, że w lesie zamieszkała czarownica.
Teraz niemal każdego dnia pojawiały się przy domku królewny różne stworzenia, małe i duże, brzydkie i ładne, ale żadne z nich nie odważyło się podejść. Bali się dziewczynki, ale jednocześnie byli bardzo ciekawi jak wygląda i czym się zajmuje.
Królewna początkowo nie zdawała sobie sprawy z celu tak częstych wizyt zwierząt w pobliżu jej domku, w końcu odkąd w nim zamieszkała, nikt oprócz zająca jej nie odwiedzał. Uśmiechała się do zwierząt serdecznie i w końcu zwierzęta przestały się jej bać i zaczęły podchodzić do niej całkiem blisko.
Z każdym z nich porozmawiała, wysłuchała i zdawało się, że ma radę na każdy kłopot. Zwierzęta zwierzały się jej ze swoich smutków i trudności, wierząc, że skoro jest czarownicą, to zna się na czarach i będzie umiała znaleźć sposób na różne dolegliwości ciała i duszy.
Królewna była bardzo zadowolona z tego, że ma tyle gości, choć czasem czuła zmęczenie i wolała pohuśtać się na swoim hamaku przed domkiem i pomyśleć. Po raz pierwszy w życiu czuła się ważna i potrzebna.
Pewnego dnia do chatki królewny przyszedł zając. Nie był u niej od czasu, kiedy podarował jej kolczyk. Był bardzo ciekaw zdolności czarownicy w uzdrawianiu, bo wieść o skuteczności jej czarów rozeszła się szeroko po lesie. Sam miał chora łapkę i pomyślał, że może czarownica zdoła mu pomóc.
Królewna bardzo się ucieszyła na widok zająca, bowiem on wydawał się jej najsympatyczniejszym ze zwierząt.
- Witaj czarownico - powitał ją zając.
Królewna zdziwiła się, że się w ten sposób do niej zwraca, ale nie chciała go urazić i nie zareagowała na przezwisko.
- Czarownico, sprowadza mnie do ciebie moja chora łapka. Czy możesz mi ją uzdrowić za pomocą twoich zaklęć magicznych?
Królewna naprawdę lubiła zajączka, ale jego słowa bardzo ją zraniły.
– Wiesz zajączku, że jestem królewną. Jeżeli sprawia ci to przyjemność, możesz mnie nazywać czarownicą. – odpowiedziała smutno. - Co się stało z twoją łapką?
Zając opowiedział jak to lis kłapnął go zębami, ale w porę zdołał się wyrwać i uciec.
Królewna przemyła ranę i obwiązała łapkę czystą szmatką.
Smutno jej było, że wszyscy, którzy do niej przychodzą czegoś od niej chcą i nawet nie zapytają, jak się czuje. Miała nadzieję, że chociaż zajączek porozmawia z nią tak, jak kiedyś.
Ale, gdy tylko opatrzyła jego chorą łapkę, natychmiast czmychnął w las, nie dziękując nawet za pomoc.
Po kilku tygodniach zając znów przyszedł do królewny.
- Jak się cieszę! - zawołała. - Jak twoja łapka?
- Nieźle, zagoiła się. Ale teraz wszedł mi kleszcz, możesz mi go usunąć, czarownico? – odpowiedział oschle zając.
- Nie! – krzyknęła królewna. - Nigdy więcej tutaj nie przychodź, jesteś małym niewdzięcznym stworzeniem i nigdy więcej nie chcę cię widzieć! Zamachnęła się kijem, żeby wzmocnić swój wybuch złości.
Zając się spłoszył i uciekł, bojąc się gniewu czarownicy i tego, że zamiast mu pomóc jeszcze rzuci na niego jakiś urok. Zresztą kto wie, może ten kleszcz, to jej sprawka? A kaszel, który miał w zeszłym tygodniu?
- Muszę czym prędzej powiadomić o tym wszystkich mieszkańców lasu i przestrzec ich przed złymi czarami, które czarownica rzuca na bezbronne zwierzęta – tak, jak na niego – bez powodu.
Królewna długo płakała po odejściu zająca. Nie mogła zrozumieć dlaczego ją przezywał, dlaczego był dla niej taki niemiły.
Było jej przykro, że jedyny przyjaciel, jakiego miała, odwiedzał ją tylko wtedy, gdy miał problem. Nigdy nie zapytał jak sobie daje radę, czy nie jest samotna, czy nie chciałaby poznać jego rodziny, jego przyjaciół… A w ogóle, to nie jest żadną czarownicą, tylko królewną. Dlaczego on ją przezywa?
- A może wszystko przez te przeklęte zielone włosy? – zastanawiała się zrozpaczona.
W lesie zapanował chaos. Wszystkie zwierzęta ogarnął lęk; dopatrywały się swoich problemów w niecnych działaniach czarownicy i znów nikt nie zbliżał się do domku królewny.
Podwórze królewny zaczęło świecić pustkami.
- Co się stało? – zadawała sobie to pytanie królewna wciąż na nowo. - Może kogoś obraziłam? A może zbyt mało się starałam? A może niepotrzebnie zezłościłam się na zajączka?
Pewnego dnia postanowiła pójść do Rady Lasu. Słyszała, że są to mądre i sprawiedliwe zwierzęta, które wyjaśniają nawet najtrudniejsze sprawy dotyczące wszystkich mieszkańców lasu.
- Ja też jestem mieszkańcem tego lasu, więc pójdę i poproszę o pomoc. Nie mogę dłużej żyć zadając sobie wciąż na nowo to samo pytanie „dlaczego?”.
Rada Lasu składała się z trzech najmądrzejszych zwierząt: dzika, łasicy i niedźwiedzia. Królewna starała się wyjaśnić z czym przyszła, ale zwierzęta w ogóle nie słuchały tego, co miała do powiedzenia. Wyrok został już wydany: czarownica musi opuścić las…
- Dobrze. - powiedziała królewna - Ale zanim odejdę, potrzebuję trzech bardzo rzadkich ziół. Ich znalezienie i przygotowanie zajmie mi trzy dni i trzy noce. Wtedy odejdę. Nikt ma mi nie przeszkadzać i nikt nie obserwować. Jeżeli ktokolwiek złamie mój warunek, do końca świata będę gnębiła ten las i jego mieszkańców najstraszliwszymi czarami!
Zwierzęta zgodziły się na ten warunek, jednak ich ciekawość kazała im śledzić królewnę, by sprawdzić, co ona knuje.
Królewna widziała, jak wiewiórki bacznie obserwują każdy jej krok, nieudolnie kryjąc się za gałęziami drzew. Wokół krążyły leśne ptaki, a co jakiś czas zza krzaków błysnęło oko wilka, a jeleń udawał, że jego poroże, to bezlistne gałęzie leszczyny.
Trzeciego dnia królewna ponownie poszła do rady lasu.
- Złamaliście umowę. Oznacza to, że wyrok wydany na mnie jest nieważny. Zostaję w lesie, a wy musicie to zaakceptować. Ale to nie wszystko – kontynuowała. - Oczekuję, że każdego dnia zanim się obudzę, pod drzwiami mojej chatki będą czekały na mnie dary: świeżo zebrane maliny, jagody i poziomki. Słodkie korzenie, zioła, kwiaty łąkowe i miód leśnych pszczół. Tylko w taki sposób jesteście w stanie ochronić swój las i wszystkie zwierzęta od chorób i nieszczęść, jakie na was spadną za sprawą moich czarów. W tej buteleczce mam zaklęte wszystkie nieszczęścia tego świata – ten, kto będzie chciał zrobić mi krzywdę, albo obróci się przeciwko mnie – ściągnie na siebie i na cały las najgorsze.
Stało się tak, jak zażądała. Początkowo zwierzęta bardzo bały się zemsty czarownicy i omijały jej chatkę z daleka. Wszelkie dary znosiły jej pod osłoną nocy i czym prędzej czmychały w popłochu, jak najdalej od tego miejsca.
Ale kiedy nadszedł czas ustanowienia nowej Rady Lasu, zebrały się i ustaliły, że najlepiej będzie, jeżeli to ona stanie na jej czele. Za rządów zielonowłosej czarownicy ku zaskoczeniu wszystkich, w lesie zapanował spokój, a mieszkańcom lasu żyło się bardzo dobrze.
W dziesiątą rocznicę zamieszkania królewny w lesie, zwierzęta urządziły wspaniałe przyjęcie i podarowały jej przepiękny wianek utkany z najcudowniejszych leśnych kwiatów i ziół.
A dzięcioł wystukał tabliczkę wizytową na drzwi jej chatki „Zielona Królowa”.
Wszyscy bawili się wspaniale i ja tam byłam miód i mleko piłam. A Zielona Królowa panowała w lesie sprawiedliwie i mądrze przez długie, długie lata.
Aneta Pietrzak
Art&Growth